» Blog » Wysoka poprzeczka
14-12-2008 22:16

Wysoka poprzeczka

W działach: felietony, rpg, pasja i hobby | Odsłony: 20

Wysoka poprzeczka

Do wpisu skłoniła mnie lektura scenariuszy Magdaleny 'MEaDEI' Madej-Reputakowskiej:

- La Queste del Saint Graal do 7’th Sea

oraz

- Mission: Dishonorable do l5k

 

Po zapoznaniu się z nimi uznałem, że tworzenie podobnych scenariuszy to prosta droga do zarzucenia swojego hobby i skazania siebie na rpgową emeryturę. Na tej kanwie poczyniłem szersze spostrzeżenia.

 

Od roku bardzo świadomie eksperymentowałem nad różnymi składowymi grywalnej sesji. Potrafię dobrze improwizować, stosuję róże sposoby aktywizacji graczy i stymulowania ich interakcji z otoczeniem (i sobą); eksperymentowałem ze sposobami budowy przygody (liniówki, „otwarte”, przygody eksploracyjne itd.), czasami postarałem się o rekwizyty i nastrój miejsca, próbowałem opierać sesję o odgrywanie życia codziennego, śledztwo, akcje, dramatyzm, nastrój, itd.

 

Pomimo wszystkich tych zabiegów okazało się, że w moim przypadku istnieje jeden w miarę mocny czynnik gwarantujący naprawdę świetną przygodę i sesję fajniejszą od przeciętnej innej. Jest nim czas przygotowania scenariusza.

 

Dobra przygoda ma świetne pomysły, wciągająca intrygę, zahaczki dla graczy, ciekawe detale, spójną kompozycję, wiarygodne powiązania między elementami fabuły, zapierające dech w piersiach dekoracje (ciekawe lokacje, scenerie), interesujących i przekonujących NPCów, sceny wyborów i elementy gwarantujące niezłe emocje i zwiększające motywacje graczy. Jeszcze jak dorzucimy tajemnicę, morał, nawiązania do klasyków, symbole i nawiązania lub drugie dno, to już blisko nam do sztuki i „głębszej” przygody.

 

Wszystkie te detale wymagają czasu przygotowania. Ogromnej ilości czasu.

 

Jasne, można mieć fajną sesję bazująca o scenariusz opracowany dwie godziny wcześniej, ale w przypadku RPGów zazwyczaj jest to ślepy strzał losu. Raz wyjdzie, innym razem nie, a najczęściej wychodzi wtedy średniak. Scenariusze solidnie opracowane gwarantują dobrą jakość zabawy. Solidnie – nie oznacza 100 stronicowe kobyły, ale takie, w których autorzy konsekwentnie zadbali o elementy, które wcześniej wymieniłem.

 

Przez kilka lat sam byłem twórcą takich majstersztyków i zapewniły one sesje, jakie gracze wspominają przez lata. Pragnąłem udowodnić, że moje RPG zasługuje na miano „lepszego”, bliższego sztuce (piszę bez ironii), podejmujące często poważne tematy, że ogólnie moje sesje są zawsze „super”, a przygody „niesamowite”. I takie w większości były.

 

Na przygotowanie tamtych sesji poświęcałem ok. 80% wolnego czasu. A miałem go mnóstwo.

 

Scenariusze Magdy są świetnie wykonane. Na moje oko – każdy z nich wymagał około dwóch miesięcy pracy.

 

Teraz wyobraźcie sobie motyw – posiadając mnóstwo wolnego czasu, nagle idziecie na studia, do pracy, zakładacie rodzinę i czas ten kurczy się gwałtownie. Wasi gracze są przyzwyczajeni do superwypaśnych przygód, gdyż poświęcaliście im mnóstwo czasu na solidne przygotowanie. Wy sami jesteście przyzwyczajeni, że wasze przygody są super. Stajecie wobec poważnego dylematu.

 

Możecie utrzymać poprzeczkę jakości prowadzonych przygód, tyle, że teraz z powodu znacznie mniejszej ilości ogólnie wolnego czasu, solidne przygotowanie świetnej sesji z dopracowanym pomysłem zajmie wam powiedzmy 6 tygodni. A to oznacza sesję raz na dwa miesiące. Przy tak rzadkim graniu, wystarczy, że komuś coś wypadnie, jedna sesja się nie odbyła, a wy skręcacie ku torom emeryta RPGowcego, teoretyka i dziadka nostalgicznie wspominającego jakie fajne rzeczy to on kiedyś prowadził i jak ogólnie było klawo.

 

Możecie obniżyć poprzeczkę – przygotowywać się kilka godzin i liczyć na to, że sesja wypali i będzie fajnie. I czasem jest super fajnie, ale nigdy nie jest aż tak "intensywnie" jak przy sesjach z megapomysłem i całym zapleczem fajowych rozwiązań.

 

Różnicę poprzeczki czują wszyscy. I gracze i prowadzący. Krótsze przygotowanie, znaczy czegoś zabrakło, coś nie zostało doprecyzowane. Może powstały dziury w fabule, czasami zabrakło pomysłu na nagłe zdynamizowanie akcji lub dramatyzm innym sposobem niż walka, a oryginalny i zwariowany pomysł na podwalinę całej sesji to już niemal wyłącznie cienie przeszłości. Nie mówiąc, że przy takich sesjach 6 często bywa „takich sobie”, a dopiero 7 świetna. Prowadzącemu jest głupio, kiedyś był arcymistrzem, a teraz w porówaniu do dawnych dziejów, wpada blado... Cóż począć.

 

Ja obniżyłem poprzeczkę, nie chciałem zostać rpegowym emerytem. Może moje sesje nie są tak dopracowane jak kiedyś, brakuje tych rekwizytów i klimatycznych szczegółów, odwołań i rozkoszy intelektualnej, ale wszyscy to rozumiemy i znajdujemy przyjemność w innym graniu, niż wcześniej. Nie chcemy filmu dokumentalnego, którego reżyser 30 lat zbierał materiały, gdyz zwyczajnie w świecie, nie mozemy teraz sobie pozwolić na takie poświęcenie czasu i zaangażowania, chcemy fajnie sobie pograć naszymi postaciami. Porzucając „sztukę” w oparach dekadenckiej inteligencji, a wróciliśmy do zabawy i zbliżyliśmy nasze sesje do rozrywki podobnej do beztroskiego grania w onlinówki lub wspólnego wypadu nad jeziorko. Katharsis odeszło, ale doszły inne emocje – powiązane ze zwyczajną satysfakcjonującą zabawą.

 

Bez kompleksów gramy teraz „z przymrużeniem oka”, z ominięciem tych detali, które niegdyś zawsze były skrupulatnie przygotowane. Ale jeśli zarówno prowadzący jak i gracze ufają sobie i wiedzą o konsekwencji obniżenia poprzeczki, wraca radość zabawy. Nieco innej, lecz też jest fajowo.

 

Po wielu latach grania pozostaje odnalezienie się w krainie rozrywki, albo emerytura pod ciężarem „wielkich” sesji. Zostają jeszcze Indie lub prowadzenie gotowców. Innych środków nie znam.

 

Konkluzja łopatologiczna jest taka - lepiej obniżyć poprzeczkę ambicji i wymagań odnośnie rozrywki, niż zostać rpgowym emerytem.

 

Komentarze


13918

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Cos marudzisz, dla mnie np. przygotowanie przed laty Twojej "Pajeczycy" to też było kilka godzin- dostosować postacie, cele wciągnąć ich do lombardu, obdarować prochem w jakiś inny logiczny sposób etc. Także korzystam z gotowców, które" transformuje". A to też jest w sumie pracochłonne, jednak nie tak ja tworzenie scen. od podstaw- oszczędza to sporo pracy i szperania. Inna rzecz że trafić na dobry scenariusz niezmiernie trudno teraz.
i wracając do mozolnego tworzenia/ przygotowania scen. Nie ma nic gorszego jak gracz, który rozwala scene "Ej misiu gry ale sorry w podstawce tu nie ma rzeki / miasta/ sklepu/ bomby/ rumaka/wieży"czy coś w tym stylu -zupełnie przykładowo i nie chce mi sie w kolejnych komciach rozpisywać czy jestem/smy sztywnymi graczami i MG.

14-12-2008 22:34
Repek
    @Re
Ocena:
+1
Po zapoznaniu się z nimi uznałem, że tworzenie podobnych scenariuszy to prosta droga do zarzucenia swojego hobby i skazania siebie na rpgową emeryturę.

Bardzo ciekawe spostrzeżenie, ostatnio rozmawialiśmy o nim po spotkaniu na Falkonie, gdzie padła podobna teza. Szkoda, że nikt nie zastanawia się, czy żeby być erpegowcem, trzeba koniecznie grać co tydzień.

Jeśli erpegowiec to tylko taka osoba, która gra [jak często? raz, dwa razy w miesiącu?], to ja patrzę na to z innej strony: MNIE TO JUŻ NIE WYSTARCZA. :)

Czy wydawca, który już TYLKO wydaje podręczniki, nie jest już erpegowcem? Organizator konwentu? A autor scenariusza? Różnica żadna. Wciąż działają i o żadnej emeryturze nie ma mowy. Po prostu inny aspekt tego hobby, inna klasa [w terminologii DD]. Celowo - nie level, bo nie chodzi o bycie wyżej, czy niżej. Po prostu dodatkowa profesja, przez którą można realizować swoje hobby.

I pytanie/zagadnienie: dla nas też ktoś pisał kiedyś scenariusze/almanachy, robił pisma. Przemiana pokoleniowa? Imho jak najbardziej. I to tym bardziej, im więcej pokołeń ludzi wychowanych na erpegach w połowie lat 90. będzie wkraczać w wiek, w którym chce się 'czegoś jeszcze' poza 'samym graniem'.

Konkluzja łopatologiczna jest taka - lepiej obniżyć poprzeczkę ambicji i wymagań odnośnie rozrywki, niż zostać rpgowym emerytem.

Można też robić i jedno, i drugie. Zostać multiklasowcem. Właśnie zaczęliśmy luźną, niezobowiązującą kampanię do WFRP. Bez żadnych trików, rozpisywania tony stron, wymyślania chwytów i nowych settingów [bo na to rzeczywiście brakuje zwyczajnie czasu]. Tylko to, co nam Copernicus dał, w imię Sigmara.

Co nie przeszkadza robić spotkań na konach, bawić się w Quentina, mieć rozpisanych paru artów i planów na spisanie kolejnych scenariuszy.

EDIT: Niniejszym czuję się ostatecznie zmobilizowany do zrobienia o tym spotkania na jakimś konwencie. :) Dzięki za kopa, bo wydawało mi się, że nie ma sensu.

Pozdrawiam
14-12-2008 22:35
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
+2
Wysoka poprzeczka oznaczałaby, że każdy zawsze przygotowuje się tak super ekstra hiper, a przecież oczywiście tak nie jest. Głowę dam, że zdecydowana większość RPGowych emerytów nigdy nie przygotowywała się do sesji tak jak piszesz (tygodniami/miesiącami). Owszem być może przygotowywali się dłużej ale na pewno nie aż tak. Np. ja nigdy w życiu nie spędziłem więcej niż godziny przed sesją na sklecenie scenariusza. Raz wychodziły sesje fajne, czasem trafiały się zajebiste, od czasu do czasu cienkie ale na pewno większość była udana.

Teraz zamiast godziny poświęcam 10 minut i jest mniej więcej podobnie (z tym, że od jakiegoś czasu częściej gram niż mistrzuje ale to inna bajka).

Wcale nie uważam, że dopracowany scenariusz jest gwarantem udanej sesji i wcale nie uważam by ilość poświęconego czasu była miernikiem dopracowania scenariusza. Być może u ciebie tak jest, ale np. na pewno nie u mnie.

Moim rozwiązaniem jest więc nie tyle ograniczanie fabuły co np. czasu gry. Od dawna gram sesje trwające ok 2.5-3 godzin bo na tyle każdy może znaleźć czas (przy czym wszyscy mieszkają obok siebie więc dojazd zajmuje 15 minut)
14-12-2008 22:44
Repek
    @Karczmarz
Ocena:
0
Oj, to znaczy, że nie jesteś emerytem w myśl definicji Furiatha. :)

Ja robiłem scenariusze i po pół roku. :P I to tylko takie dla siebie, nie do publikacji. :) Gwarancji powodzenia to nie daje oczywiście żadnej, ale niektórym widocznie pomaga, skoro tyle czasu poświęcają. :)

Nie wszędzie tak oczywiście musi być, ale dla mnie np. to jest wybór ilość/jakość.

--

@Furiath:

EDIT: Tak mi się jeszcze ten cytat przypomniał.

Konkluzja łopatologiczna jest taka - lepiej obniżyć poprzeczkę ambicji i wymagań odnośnie rozrywki, niż zostać rpgowym emerytem.

A dlaczego? :) A nie można podnosić poprzeczki i nie być emerytem nawet w myśl Twojej definicji? Nie da się grać co tydzień i jeszcze pisać wielkich scenariuszy i na dodatek pracować? :)

Pozdrówka
14-12-2008 22:48
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
+2
Oj, to znaczy, że nie jesteś emerytem w myśl definicji Furiatha.

No bo emerytem nie jestem :P Ciągle spokojnie gram kilka sesji w miesiącu.

Moim zdaniem pisanie scenariusza miesiącami to już pewien zły objaw. To krótka droga do teoretyzowania i przechodzenia w sztukę. Jeśli ktoś więcej gada niż gra to prawdopodobnie niedługo nie będzie już grał w ogóle. Jeśli ktoś pisze scenariusz pół roku to robi to dlatego, że frajdę ma z pisania a nie z grania, czemu ma więc grać? Jeśli zaś masz frajdę z grania to nie musisz pisać przez pół roku - po prostu idziesz i grasz. Z tego co widzę, niestety RPG ma dość sporo takich teoretyków, którzy czytają każdy nowy system ale grają może dwa razy na rok. Czemu tak jest? Cholera wie.
14-12-2008 22:56
Fenran
    Kontra
Ocena:
+1
Nie zgadzam się praktycznie z żadną tezą z arta, podobnie jak nie zgadzam się np. z Neurocidem i jego opinią o RPGowej emeryturze.

pierwsze - bez przesady. RPG to żaden narkotyk, żeby brać od niego odwyk. Chcecie się bawić - siadacie i gracie. Można po dwóch latach bez grania wrócić do zabawy bez żadnych dodatkowych przygotowań, można też grać rewelacyjną sesje co tydzień, nie siedząc nad wymyślaniem scenariusza.

Po drugie - Najlepszy scenariusz to nie taki, nad którym siedzi sie miesiącami, dopracowując każdy element krajobrazu, każdy pieprzyk na policzku NPCa czy każdy zwrot akcji. Mistrz Gry który jest odpowiednio oczytany (obeznany w dziedzinie filmów, gier, książek), ma w głowie odpowiednie metody tworzenia nastroju, fabuły, klimatu i zwrotów akcji, nie potrzebuje do tego godzin i dni. Swoje sesje zwykle tworzę na bieżąco, wymyślając NPCów "w biegu", podobnie jak zawiłości fabularne.

trzecie - solidne pod względem artystycznym scenariusze z mnóstwem detali wcale nie gwarauntują sukcesu, co więcej, mogą go nawet zepsuć, bo zwykle są mniej odporne na zachowania graczy - może oni swoją inteligentną decyzją odkryją to pieczołowicie skrywane "drugie dno", może w dobrej wierze pozbędą się kluczowego NPCa. Wtedy scenariusz idzie do kosza, a MG i tak musi wykazać się improwizacją.

czwarte - od scenariusza wymagam mięska, czyli fabuły, nie dekoracji - pamiętam fajny LARP Juliana Czurko na jakimś konwencie, gdzie się świetnie bawiłem ciesząc powiązaniami między bohaterami, a ostro wynudziłem w momentach, kiedy MG w szczegółach opisywał, jak wygląda sala w której się bawimy.

piąte - dobry scenariusz nie musi powstawać tygodniami czy miesiącami, wiem po sobie. Moja zwycięska przygoda z Quentina 2007 była pisana przez trzy dni, ta wyróżniona w Quentinie 2005 przez tydzień. Publikowane na Polterze o Tamtym Pamiętnym Sierpniu powstawało dwa tygodnie (jeśli chodzi o fabułę i bohaterów - pisanie zajęło mi długo, ale winny był brak czasu).

szóste - moim zdaniem dobra sesja RPG to nie taka, na której udało się zrealizować scenariusz, ale taka, z której wszyscy gracze wychodzą zadowoleni. W moim świecie istnieją dwie poprzeczki dla MG - oczekiwania graczy i jego własne umiejętności. Zwiększanie bądź zmniejszanie dowolnej z nich nie ma wpływu na rpgową emeryturę.
14-12-2008 22:58
Ćma
   
Ocena:
0
@Karczmarz
@Fenran

Cóż by tu napisać... zgadzam się?
Nigdy jeszcze nie spisałam scenariusza. Może to wina tego, że zwykle to kampanie, może wina lenistwa i ilości rzeczy, które trzeba by uwzględniać jako podatne pod modyfikacje, do zmiany, w końcu niemożliwe by powtórzyć.

Myślę, że pisanie scenariusza dla scenariusza to sztuka sama w sobie (więc tu nie zgadzam się z "niezdrowością objawu"), ale jednak sztuka rozmijająca się czasem z graniem.
14-12-2008 23:04
Furiath
    Napisałem długi komentarz
Ocena:
+5
"dodanie komentarza nie powiodło się"

Sorry, ale szlag mnie trafił, przechodzę chyba na Blogspota. Jutro może go odtworzę.
14-12-2008 23:11
Fenran
    @Karczmarz
Ocena:
0
>>Np. ja nigdy w życiu nie spędziłem więcej niż >>godziny przed sesją na sklecenie scenariusza.

Ale pamiętam z kolei, jak pisząc scenariusze na Quentina mówiłeś, że siedziałeś nad nimi mnóstwo czasu, i na dodatek wiele z tego czasu spędzałeś na konsultacjach z jurorami ;).
14-12-2008 23:37
Rag
   
Ocena:
0
Ja studiuję i pracuję, ale na sesje zawsze staram się przygotowywać, gram co prawda nie częsciej niż co 2 tygodnie, ale i tak według mnie nie jest źle. Inna sprawa, że sypiam tak średnio po 2,5 3 godziny na dobę:)

Pozdrawiam
Rag
14-12-2008 23:39
Repek
    @Karczmarz
Ocena:
+1
Z tego co widzę, niestety RPG ma dość sporo takich teoretyków, którzy czytają każdy nowy system ale grają może dwa razy na rok. Czemu tak jest? Cholera wie.

Jak ktoś gra regularnie, to jest lepszym erpegowcem? :) Moje erpegowanie jest lepsze od Twojego? :D

Pozdrówka
14-12-2008 23:52
Fenran
    @repek
Ocena:
+4
>>Jak ktoś gra regularnie, to jest lepszym >>erpegowcem? :) Moje erpegowanie jest >>lepsze od Twojego? :D

A kto jest lepszy w piłkę nożna, Stec, który o niej pisze, czy Stilic, który w nią gra? ;)

Jak dla mnie teoretyzowanie w RPG się nie sprawdza i że jedynym sposobem na bycie dobrym MG jest granie (a przy okazji oglądanie filmów, czytanie książek, granie w gry). Osoba pisząca dobre scenariusze nie jest automatycznie dobrym mistrzem - przecież wielu scenarzystów z innych dziedzin mogłoby nie dać sobie rady z trudnościami rpgowania :).

Of coz nie ma erpegowania lepszego i gorszego, jest po prostu takie które odpowiada graczom, i takie, które nie odpowiada - ale teoretycy właśnie za wszelką cenę starają się zawrzeć RPG w sztywne ramy, więc w tym momencie wpisuje się w ten trend :).
15-12-2008 00:01
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Coś wariuje ten polter, dlaczego moj post się pod nickiem himeko znalazł??
15-12-2008 00:10
Rag
   
Ocena:
0
To pisałem ja, czyli Rag, ale widzę, że już tego posta nie ma...

Pozdrawiam
Rag
15-12-2008 00:15
Mayhnavea
   
Ocena:
+4
@ Karczmarz:
Moim zdaniem pisanie scenariusza miesiącami to już pewien zły objaw. To krótka droga do teoretyzowania i przechodzenia w sztukę. Jeśli ktoś więcej gada niż gra to prawdopodobnie niedługo nie będzie już grał w ogóle.

Brawo, popieram w 100%!

Także uważam, że pracowanie nad czymś za długo i robienie z tego sztuki zamiast przaśnej rozrywki jest złym objawem!

Co więcej, sa skutki uboczne - nie tylko dla MG. Bo i graczom sie wyostrzają guściki, zaczynają mieć wymagania, używają nowomowy o scenariuszu, konstrukcji i konwencji (i generalnie dużo słów na "kon"). Gorzej, przewraca im sie w tyłkach i przygoda sklecona na kolanie od niedzieli do niedzieli już nie wystarcza wydelikaconym języczkom.

Cieszę się, że więcej osób tak czuje i mówi o tym głośno na konwentach. Zbytnie rozdziabywanie rzeczy nieskomplikowanych i oczywistych – jakimi powinno być RPG – prowadzi do teoretyzowania, porzucenia grania, wysokich wymagań, mniemania o sobie i formalizmu!

Także uwazam, że jezeli ktoś gra często, jego słowa na temat RPG mają większą wagę, bo w końcu jest prawdziwym praktykiem. To cyniczne, że teoretycy i różni recenzenci to najczęściej ci, którzy sami nic nie stworzyli – i krytykują bo mają kompleksy. DDkowiec grający w parzyste dni na przerwie ma więcej wyczucia fabuły niż niby-scenarzysta, którego tworu nie da się poprowadzić, bo jest przeintelektualizowany.


Choć w momentach zwątpienia tak sobie myślę, jak to jest, że o długim wymyślaniu, spisywaniu rzeczy, itd. najchętniej wypowiadają się osoby, które tego nie robią, czyli... nie mają o tym ani pojęcia ani porównania do innej, improwizowanej twórczości.
15-12-2008 00:17
Fenran
   
Ocena:
0
"Także uwazam, że jezeli ktoś gra często, jego słowa na temat RPG mają większą wagę, bo w końcu jest prawdziwym praktykiem. To cyniczne, że teoretycy i różni recenzenci to najczęściej ci, którzy sami nic nie stworzyli – i krytykują bo mają kompleksy. DDkowiec grający w parzyste dni na przerwie ma więcej wyczucia fabuły niż niby-scenarzysta, którego tworu nie da się poprowadzić, bo jest przeintelektualizowany."

Za to zdanie Julek ma u mnie nie +1, a +10 :).
15-12-2008 00:21
Rag
   
Ocena:
0
Sprawa ze znikniętym postem rozwiązana już:)
Okazuje się, że Himeko jest moją współlokatorką(w zyciu bym sie nie spodziewał... i pisze to serio), i gdy brałem prysznic skorzystała z mojego komputera (na co zezwalam) żeby wejść na poltera, ponieważ jej laptopa zajął jej chłopak. Zapomniała się wylogować, a ja nie zauważyłem tego i napisałem komenta z jej konta :>

Pozdrawiam
Rag
15-12-2008 00:27
Repek
    @RE
Ocena:
+2
@Fenran
A kto jest lepszy w piłkę nożna, Stec, który o niej pisze, czy Stilic, który w nią gra? ;)

Ha, z palców mi to wyjąłeś, bo też myślałem o tej analogii! :)

Rzecz w tym, że Twoje porównanie jest błędne w kontekście RPG. Odwróć je i zobacz jego błędną logikę [kto jest lepszym dziennikarzem: Stec czy Stilic?].

Powinieneś:
1. Zestawić Zbigniewa Bońka lub Pelego, którzy komentują mecze piłkarskie, albo Johana Cruyffa, który trenowal Barcelonę - z ich kolegami po fachu, którzy grają.
2. Utworzyć szerszą kategorię, np. 'ludzi piłki'. Jedni i drudzy, piłkarze i trenerzy [także dziennikarze, którzy w ten sposób realizują się po zakończeniu kariery], są 'ludźmi piłki', zajmują się nią, decydują o jej powodzeniu i popularności.

Piszesz, że 'teoretycy' tworzą sztywne ramy. No właśnie pokazuję Ci, że to Ty to robisz, wrzucając pod słowo 'erpegowiec' tylko jeden typ osoby.

Ja natomiast proponuję, by to rozszerzyć. By za erpegowca uważać również kogoś, kto po latach grania, gdy ma parę złotych, zakłada wydawnictwo i sprawia, że masz w co grać. Ew. pisze podręcznik, robi scenariusz, organizuje konwent, na którym możesz sobie pograć z kumplami.

Jak dla mnie teoretyzowanie w RPG się nie sprawdza i że jedynym sposobem na bycie dobrym MG jest granie (a przy okazji oglądanie filmów, czytanie książek, granie w gry). Osoba pisząca dobre scenariusze nie jest automatycznie dobrym mistrzem - przecież wielu scenarzystów z innych dziedzin mogłoby nie dać sobie rady z trudnościami rpgowania :).

A kto powiedział, że jedno musi się z drugim łączyć? Scenarzysta ma pisać dobre scenariusze, nie musi wybitnie prowadzić. I vice versa - znam świetnych MG, którzy nie piszą dobrych scenariuszy.

Porównanie piłkarskie: Jose Mourinho.

I takie małe pytanie jeszcze: jak ktoś tylko gra [w życiu nie prowadził], to jest erpegowcem, czy nie? Musi też ćwiczyć prowadzenie, by móc o sobie powiedzieć, że jest erpegowcem, a nie tylko teoretykiem?

To samo regularny MG. Jak nie będzie grał, to powiesz o nim, że granie zna z teorii?:)

--

@Mayhnavea
Hehe, VETO! I, ty, Brutusie! Jak możesz!
-111

Pozdrówka
15-12-2008 00:41
Gruszczy
   
Ocena:
+3
Karczmarz i Fur +1

Kiedyś się naczytałem tych wielkich, artystycznych scenariuszy, tworzonych miesiącami i też tak chciałem co tydzień. Ale co tydzień się tak nie da - jak chcesz grać, to musisz zdać się na improwizację, gotowe materiały i pomysły z autobusu. A jak ktoś próbuje sprzedać ściemę, że jest inaczej, to znak, że albo tylko jest teoretykiem albo jest bezrobotnym nolifem, który tylko klepie erpegi.
15-12-2008 01:06
Repek
    @Gruszczy
Ocena:
+1
Kiedyś się naczytałem tych wielkich, artystycznych scenariuszy, tworzonych miesiącami i też tak chciałem co tydzień. Ale co tydzień się tak nie da - jak chcesz grać, to musisz zdać się na improwizację, gotowe materiały i pomysły z autobusu. A jak ktoś próbuje sprzedać ściemę, że jest inaczej, to znak, że albo tylko jest teoretykiem albo jest bezrobotnym nolifem, który tylko klepie erpegi.

Scenariusz dla siebie spisuje się inaczej [krócej]. Dwa miesiące [lub więcej] spisuje się dla innych, by nie musieli zadawać sobie trudu. Taka wymiana, całkiem fair, jeśli prowadzący powie, czyj scenariusz prowadzi.

Pozdrawiam
15-12-2008 01:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.